Forum Wolna Kompania Radzionków Strona Główna Wolna Kompania Radzionków
Forum Wolnej Kompanii Radzionków
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moje opowiadanie(fragment)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wolna Kompania Radzionków Strona Główna -> Fantasy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek
Gość



Dołączył: 28 Paź 2006
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radzionków

PostWysłany: Pon 15:01, 25 Lut 2008    Temat postu: Moje opowiadanie(fragment)

A więc daje tu mały fragmencik mojej tworczości prosze o komentarze.Jak się spodoba dam reszte:


Słońce Wieczności(tytuł moze ulec zmianie)

Gdzieś na krańcu królestwa Gemon, które w znacznej większości pokryte jest wiecznym śniegiem. Na którejś z lodowych pustyń można było dostrzec cztery postacie i wilka. Którzy z uporem no…kogoś bardzo upartego przemierzali bezkres pustyni. Pogoda nie wróżyła niczego dobrego jak i sama okolica w której się znajdowali, choć nie padał śnieg czy inne coś z nieba zawsze istniała szansa że za którejś zaspy śniegu wypadnie jakiś przedstawiciel któregoś z dzikich plemion uzbrojony w coś co w starożytnych kulturach może uchodzi za broń i złoży Ci ofertę zjedzenia wspólnego posiłku z tobą jako główne danie.
-Gdy tylko odmarznie mi szczęka-odezwał się wilk, którego aktualnie od bryły lodu oprócz łap i ogona nie różniło nic- to wygryzę Ci wszystkie włosy z brody Ty durny krasnoludzie.
-A w pysk byś nie chciał-odezwał się krasnolud ubrany, w co najmniej pięć warstw ubrania – mam Ci przypomnieć czyj to był pomysł?- krasnolud i splunął na ziemie, lecz zanim ślina spadła na ziemie już była malutkim kawałkiem lodu- Nasz szanowny pan Morand dostał lisy od swego wuja i jakoś dziwnym trafem zapragnął do niego przyjść.
-Cisza- odezwał się jakiś głos- to już nie daleko za parę chwil powinniśmy być u mego wuja i grzać się przy kominku.
-Zresztą wuj powiedział, że przyśle po nas sanie, więc można ich już wypatrywać. Po upływie paru chwil odezwała się trzecia postać
-Po, co tam w ogóle idziemy?
-Z tego, co wynika z listu- powiedział Morand- to wuj ma do nas jakąś sprawę najpierw mamy zabawić kilka dni u niego a potem ma nas przedstawić jakimś ważnym ludziom. Po paru chwilach dalszego marznięcia i mozolnego marszu oczom wędrowców ukazały się sanie. Gdy sanie spokojnie dojechały do naszych bohaterów z sani wysiadł człowiek strasznie niskiego wzrostu i powiedział :
-Jestem Tyos w imieniu mego pana Nestora pozdrawiam Was-odezwała się postać głosem wskazującym na to że jest to osoba bardzo dobrze wykształcona każda zdawała się wypływać z jego ust-Czy zechcecie mi się przedstawić żebym miał pewność że zabrałem z sobą odpowiednie osoby jakich oczekuje szanowny i miłościwy Pan Aproches!
-Oczywiście- odparł Morand głosem istnie dwornym- Ja jestem Morand a to moi towarzysze krasnolud o imieniu Ashkor, zaraz obok niego po prawej stronie stoi Darathor wampir, proszę się nie bać powiedział Morand- widząc zakłopotanie na twarzy Tyosa- jest abstynentem już nie pija krwi, no przynajmniej ludzkiej. Wampir uśmiechnął się prezentują dwa piękne kły. To jest Sanderus wilkołak aktualnie jest w stanie czworonożnym, tamta dama stojąca nieopodal to Anasta- Morand wskazał na dotychczas milczącą dziewczynę- rzadko się odzywa – a jeżeli już coś mówi to zazwyczaj jest to „laboga” czyli najprawdopodobniej coś ciekawego wymyśliła.
-Hmm niezła z was kompania- powiedział Tyos głosem, w którym można było usłyszeć nutkę zdziwienia. Nastała krótka chwila milczenia można było usłyszeć płatki śniegu, które spadały ziemie. Odezwał się Tyos:
- A więc zapraszam do sań. Pan Aproches już nas oczekuje i pewno się niepokoi, dlaczego nas tak długo nie ma. Cała grupka wsiadła do sań. Po drodze nic szczególnego się nie przytrafiło, krajobraz też się nie zmienił, choć bystre oko fanatycznego obserwatora mogło zauważyć, że przybyło trochę śniegu. Gdy byli w połowie drogi, zza drzewa, obok którego przejeżdżali, wyłoniła się grupka niedźwiedzi polarnych, która ich grzecznie zapytała, czy nie mają jakiegoś niepotrzebnego koca, czy choćby kubka ciepłego kakao, ponieważ jest im zimno. Po krótkim postoju, grupka zawiedzionych niedźwiedzi, którym przypadło żyć w królestwie Gemon, oddaliła się szybkim krokiem narzekając po drodze na okrutny los. Po upływie czasu, jaki jest potrzebny niedźwiedziowi na wypicie kubka kakao naszym wędrowcom ukazały się ogromne mury. Wędrowcy przejechali przez ogromną bramę, która wyprowadziła ich prosto do jednej z trzech części zamku. Tutaj wysiedli z sań i dalej udali się piechotą. Pierwsza część była nieproporcjonalnie mała w porównaniu z resztą. Nie otaczał jej tak wspaniały mur jak ten przy Zamku Wysokim, nie było tylu baszt i wieżyczek, a nad bramą nie powiewała wielka czerwona flaga z niedźwiedziem polarnym - godłem rodu Pana Aprochosa. W tej najuboższej części zamku, gdzie żyli głównie chłopi, wróżbici, żebracy oraz cały margines społeczeństwa. Na drodze nie było kamieni tylko błoto i odchody koni, świń, kóz i całej reszty przebywającego tam zwierzyńca. Chaty były liche, zbudowane z tego co było darmowe. Ściany zazwyczaj były z gliny, na której dla umocnienia dodano kilka patyków, na dachu leżała słoma. Strasznie śmierdziało. Żeby dostać się do Zamku Wysokiego, gdzie żył wuj Moranda trzeba było przejść tunelem, który wyprowadzał prawie na sam środek rynku. Tutaj mury były dwa razy grubsze i nowo postawione - o czym świadczyła idealnie czerwona cegła użyta do budowy. Mury roiły się od nieustannie czuwającej straży. Co dwadzieścia pięć metrów, może co trzydzieści, z murów wyrastała niczym ogromne drzewo wysoka wieżyczka, z której rozlegał się piękny widok na lodowe pustynie – czyli generalnie na nic innego jak tylko na śnieg, lód i jeszcze więcej śniegu, i jeszcze więcej lodu. I jeszcze więcej przemarzniętych niedźwiedzi polarnych marzących o kubku gorącego kakao.
Rynek otoczony był kamienicami w których mieszkali najbogatsi kupcy oraz najbardziej zasłużone osoby, bądź też po prostu przyjaciele władcy tej ziemi. Trochę z tyłu rynku wyrastała ogromna budowla czyli jak domyślili się nasi wędrowcy siedziba wuja Moranda. Zamek był strasznie wysoki a na samym czubku jednej z wieżyczek powiewała wspaniała czerwona flaga z ogromnym niedźwiedziem polarnym. Zamek posiadał mnóstwo okien w których zastosowano najnowszy wynalazek techniki-szkło.
Zamek posiadał ogromne drzwi przed którymi stała wierna jak nie wiem co straż. Jeszcze dalej za zamkiem znajdował się ostatni z poziomów całego miasta. Były tam głównie pomieszczenia dla służb oraz pokoje dla niespodziewanych gości. Nocowali też tam rzemieślnicy głównie płatnerze oraz kowale ale nie zabrakło też tam stajennych oraz innej służby która miała pełnić inne też ważne zadania. Było tam mnóstwo spichlerzy, stajni, obór oraz wszystkich innych pomieszczeń gospodarczych w których było magazynowane sprowadzane z daleka siano dla koni gdyż w takim klimacie nie za dużo można było uprawiać ziemi więc nawet słoma dla konia czy też słoma na dach dla ludzi ubogich musiała być sprowadzana z bardzo daleka. Znajdowało się też tam wszystkiego rodzaju karmy i pasze. Nie opodal tego wszystkiego w jednym kącie ogrodzonym dodatkowo jeszcze jednym murem były koszary oraz miejsce gdzie nieustannie trenowała armia. Ten zamek był naprawdę wielką warownią raczej na zdrowy rozsądek nie do zdobycia grube mury dziesiątki baszt oraz wieżyczek wszystkie kraty stanowiły jedną wielką warownie. Największym plusem tej warowni był klimat. Któremu królowi chciało by się przemierzać nie zliczone kilometry pustyń lodowych niebezpiecznych zamarzniętych jezior żeby tylko podbić jeden choć bardzo bogaty zamek.
.Cała czwórka i wilk wyszli doszła do ogromnych drzwi. Wszyscy spoglądali na siebie z zakłopotaną miną.
-Może by ktoś otworzył?- powiedział Sandreus- trochę mi zimno łapy i przymarzają do podłoża.
-Jako, że to twój wuj Morandzie to ty powinieneś- w tej chwili przerwał mu Morand- Dobrze już dobrze wy moi nie ustraszeni wojownicy bojący się zapukać do drzwi- powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy.
Odgłos, który wydały drzwi nie był podobny do niczego a już najbardziej do standardowego odgłosu, który chcą usłyszeć ludzie, gdy pokują do drzwi zabrzmiało to bardziej jak odgłos mamuta, który w niedziele wypił trochę za dużo wody z bąbelkami a w wtorek, gdy się obudził przypomniał sobie, że w poniedziałek miał być na objedzie u swojej mamusi. Po chwili drzwi otworzyła im służka, która grzecznie ich powitała
- Ah więc już jesteście zapraszam bardzo w skromne progi domostwa pana Aprochosa. Określenie takiego wielkiego zamku domostwem nie było na miejscu a skromnym tym bardziej. Cała czwórka i wilk weszli do niepewnie do środka. Ich oczom ukazał się wielki hol. Ze sklepienia zwisał wielki żyrandol w kształcie syreny. Na ścianach oprócz licznych obrazów z chyba wszystkich bitw rozegranych w tej erze wisiały także trofea myśliwskie a co porę metrów wzdłuż ścian stały zbroje trzymające wszystkie rodzaje uzbrojenia, jakie dały się chyba znaleźć w promieniu paru set kilometrów. W holu były trzy wyjścia jedno na prosto od drzwi frontowych jedno po prawej stronie od drzwi a drugie po lewej.
-Proszę chwile zaczekać zaraz przyjdzie ktoś z służby z zaprowadzi szanownych państwa do swoich pokojów gdzie się przebierzecie oraz umyjecie potem około godziny dziewiętnastej macie przyjść tutaj do holu i poczekać na kogoś z służby, który zaprowadzi państwa na kolacje. Gdybyście czegoś potrzebowali wystarczy zadzwonić dzwonkiem, który leży obok łóżka natychmiast zjawi się ktoś z służby. Proszę poczekajcie chwile. Dziewczyna oddaliła się. Gdy minęło nie więcej niż 2 minuty podszedł do nich nie wysoki mężczyzna w czarnym fraku.
-Zechcecie udać się za mną moi mili państwo.
-Oczywiście- odezwał się Morand. Mężczyzna poszedł w lewą stronę a za nim cała drużyna. Za zakrętem ich oczom ukazały się wielkie pięknie zdobione schody. Po pokonaniu mnóstwa korytarzy i jeszcze większej ilości schodów mężczyzna oznajmił, że gdy skręcą w prawo to wejdą prosto w korytarz gdzie znajdują się ich pokoje dodał jeszcze, że w tym miejscu musi ich opuścić, bo musi jeszcze dopilnować spraw w kuchni. Gdy się oddalał rzekł jeszcze żeby nie zapomnieli zejść o 19 do holu.
Morand nie śmiało podszedł i wkroczył w korytarz a cała drużyna za nim jak za przewodnikiem. Korytarz był długi na samym końcu znajdowało się okno, które przepuszczało jeszcze ostatnie promienie słońca, które delikatnie mówiły „żegnajcie moi kochani”. Morand podszedł do pierwszych drzwi po lewej stronie.- Ooo każdy ma tabliczkę na drzwiach, więc nie będzie sprzeczek o pokoje a więc niech każdy uda się do swojego. Jak usłyszeli tak zrobili. Morandowi przypadł pierwszy pokój po lewej stronie drugi pokój był przeznaczony dla Anasty trzeci i zarazem ostatni po lewej stronie dostał wilkołak Sanderus. Po stronie prawej było tylko dwoje drzwi tak jak by ten korytarz był wybudowany specjalnie dla nich. Pierwszy pokój po prawej stronie dostał Ashkor a zaraz koło niego miał mieszkać przez pewien czas Darathorn. Po pewnym czasie na korytarzu dało się usłyszeć jak z pryszniców w pokojach leci woda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wolna Kompania Radzionków Strona Główna -> Fantasy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin